Dla ich zwolennika to "rycerze bez skazy", "obrońcy uciśnionych". Dla przeciwników - "leniwa banda", "pseudodziałacze". Oba opisy są skrajnie niesprawiedliwe i nieprawdziwe. Niestety, rzadko w dyskusji słychać wyważone oceny i pogłębione analizy. Kampania wyborcza tylko pogłębia jaskrawość ocen. PO i Nowoczesna chcą radykalnych ruchów - odcięcia związków od finansowania przez pracodawców. Kwoty przeznaczone na działalność związków w Polsce budzą czasami oburzenie. Według różnych szacunków polskie firmy przeznaczają na utrzymanie działaczy związkowych od około 110 mln zł do nawet 250-300 mln zł.
W Grupie PKP, w której działa 420 organizacji związkowych, koszty funkcjonowania związków w 2014 r. wyniosły 34 mln zł.
W górnictwie te wydatki to około 40 mln zł. Zaoszczędzenie części z tych wydatków miałoby ogromne znaczenie, szczególnie w branży, która boryka się z ogromnymi problemami.
Czy wspomniane kwoty są wysokie? Patrząc w skali gospodarki - może nie. Ale dla pracowników, rodzin, małych firm to kwoty zawrotne. Więc postulat ich ograniczenia trafia na podatny grunt.
Związkowcy bronią się przed zarzutami wysokich kosztów, przytaczając dane GUS. Wynika z nich, że koszty działalności 64 proc. organizacji związkowych nie przekraczały 5 tys. zł rocznie. Działalność gospodarczą w 2014 r. prowadziło zaś jedynie 0,6 proc. organizacji związkowych. Ponad 99 proc. związków zawodowych utrzymuje się wyłącznie ze składek członkowskich.
To prawdziwe dane, ale statystyka ma to do siebie, że uśrednia opisywane zjawiska, nie pokazuje patologii. W Jastrzębskiej Spółce Węglowej poziom uzwiązkowienia wynosi prawie 130 proc. Część pracowników należy do kilku związków. To patologia. Związki szczególnie mocne są w wielkich państwowych firmach, a nie ma ich w tysiącach małych i średnich przedsiębiorstw, w których warunki pracy czasami pozostawiają dużo do życzenia.
Dlatego sama dyskusja o związkowych kosztach i etatach jest błędem, zwykłym uproszczeniem problemu. Dyskutujmy o etatach, ale też gwarancjach dla związkowców np. w handlu, którzy chcą tworzyć organizacje związkowe, ale są blokowani przez pracodawców. Dyskutujmy o ograniczaniu liczby związków, o wprowadzeniu zasad reprezentatywności, która promuje największe organizacje kosztem mniejszych. Niesprawiedliwe? Raczej racjonalne - mniejsze związki potrafią blokować porozumienia, licytują się radykalizmem. To nie zawsze służy pracownikom oraz bezpieczeństwu prowadzonego biznesu. Ograniczmy ochronę związkowców, tak by chronić tych działających na rzecz pracowników, ale nie drobnych kombinatorów chowających się za związkowymi tarczami. Naprawiajmy system, który mamy, nie podkopując jego podstaw.