PGP to do niedawna niewielka spółka pocztowa, która nieoczekiwanie ponad rok temu zwyciężyła w rządowym przetargu na dostarczanie listów z sądów. Przebiła Pocztę Polską, spółkę skarbu państwa, ceną. Jej oferta była tańsza aż o 84 mln zł. Było to możliwe m.in. dlatego, że zamiast zatrudniać ludzi na etatach, woli tzw. śmieciówki.
Cena już nie jest najważniejsza? Od października ubiegłego roku zmieniło się jednak prawo. Cena przestała być wyłącznym kryterium rozstrzygania przetargów publicznych. Niektóre instytucje publiczne zaczęły brać pod uwagę, ile osób oferenci zatrudniają na umowach o pracę.
Czy dla państwa, jak twierdzi związek zawodowy "Solidarność", jest lepiej, aby instytucje publiczne wspierały firmy zatrudniające pracowników na umowę o pracę, ale co za tym idzie - mające wyższe koszty?
Na umowach cywilnoprawnych może pracować nawet 1,6 mln Polaków. Ich liczba jednak w ostatnich latach bardzo szybko rośnie. Od osób zatrudnionych na etacie odprowadza się składki na
ZUS, np. Poczta Polska płaci ok. 700 mln zł rocznie.
Czy może w trosce o pieniądze publiczne - jak przekonują organizacje pracodawców - należy wybierać zamówienia najtańsze bez oglądania się na to, ile dana spółka odprowadza do ZUS?
To pozorna oszczędność. Osoby na umowach śmieciowych prędzej czy później zwrócą się do
budżetu państwa po pomoc. Konkretnie po zasiłek lub dopłatę z państwowej kasy do emerytury minimalnej, jeżeli w ogóle spełnią warunki do jej otrzymania.
Kryterium zatrudniania na etacie wprowadziła ostatnio Izba Skarbowa w
Krakowie.
Wartość zamówienia (listy krajowe oraz zagraniczne) to ponad 13,5 mln zł. Poczta Polska (wygrała przetarg) zadeklarowała, że na potrzeby kontraktu pracować będzie cała załoga, czyli blisko 80 tys. osób na etatach. PGP: "Oświadczam, że do realizacji przedmiotu zamówienia na podstawie umowy o pracę będzie zatrudnionych co najmniej 8 osób w przeliczeniu na pełen wymiar czasu pracy".
Błąd w formularzu? Czy wpisane w formularzu ofertowym osiem osób oznacza, że tyle w PGP jest zatrudnionych na etacie?
- Naszym zdaniem formularz był błędnie napisany. Osiem osób, o których wspominamy w naszej ofercie, to dodatkowi pracownicy, którzy zostaną zatrudnieni na podstawie umowy o pracę w celu obsługi projektu - twierdzi Wojciech Kądziołka, rzecznik prasowy PGP. Wyjaśnia: - Na potrzeby obsługi kontraktów zawartych przez PGP pracuje 10 tys. doręczycieli. Ponad 27 proc. na podstawie umowy o pracę.
Od kilku miesięcy właścicielem PGP jest największa prywatna poczta InPost. W formularzu ofertowym na usługi pocztowe dla burmistrza Kraśnika zdradziła, że zatrudnia na etacie... 7 proc. pracowników. I znowu pomyłka. InPost: "Dane z przetargu w Kraśniku nie są poprawne, faktyczna proporcja osób zatrudnionych na podstawie umowy o pracę w InPost do ogółu zatrudnionych jest wielokrotnie większa i ulega systematycznemu zwiększaniu". Firma nie wyjaśnia jednak, skąd się w formularzu ofertowym wzięło 7 proc.
Konkurencja o publiczne kontrakty na rynku pocztowym jest coraz ostrzejsza.
Dziś InPost i Poczta Polska spotkają się w Sądzie Okręgowym w Warszawie w sprawie przetargu na dostarczanie listów dla rządu (ministerstwa, urzędy wojewódzkie i centralne). Wartość umowy to ok. 33 mln zł.
Kancelaria Prezesa Rady Ministrów przetarg w tej sprawie ogłosiła cztery dni przed zmianą przepisów o zamówieniach publicznych. Jedynym kryterium była więc cena. Wygrał InPost, bo był o 2,8 mln zł tańszy od Poczty Polskiej.
Narodowy operator argumentuje, że w sieci konkurenta są placówki widma, które istnieją tylko na papierze. Nikt tego nie weryfikował. Dopiero po prasowych publikacjach, m.in. "Wyborczej", zapowiedziano taką kontrolę. Wyniki? Będą ogłoszone po wyroku.
UKE: InPost nie pilnuje listów Pod koniec marca Urząd Komunikacji Elektronicznej zakończył postępowanie administracyjne w sprawie pism sądowych doręczanych przez InPost, PGP oraz Ruch. Komunikat był lakoniczny. Z dokumentów, które mamy, wynika jednak, że UKE stwierdziło odnośnie InPostu "niezapewnianie warunków do przestrzegania tajemnicy pocztowej oraz przetwarzania danych i ujawnianie tej tajemnicy osobom nieuprawnionym", "doręczanie przesyłek osobom nieuprawnionym", a także "przechowywanie przesyłek bez należytego zabezpieczenia przed utratą, zniszczeniem lub uszkodzeniem". Naruszenia te miały charakter ciągły.
UKE nakazał usunięcie stwierdzonych naruszeń w ciągu 30 dni. Jeśli tego nie zrobią, grozi im kara do 2 proc. przychodów osiągniętych z działalności pocztowej.
Trzeba jednak brać pod uwagę, że jakość usług prywatnych poczt po fatalnym starcie podnosiła się z miesiąca na miesiąc.